Jedno muszę przyznać naszemu ministrowi spraw zagranicznych: gdyby nie jego przejęzyczenie, to najprawdopodobniej nie poświęciłbym temu tyle uwagi, a pobyt tam skończył by się tylko na odprawie, pokręceniu się tu i ówdzie. A już na pewno nie doświadczyłbym największej niespodzianki tej wyprawy. Ale jest jeszcze jedna rzecz, dla której warto zatrzymać się tam na chwilę.
Dzisiaj m.in. kelnerzy narzekają na rachunki, gigantyczny prezent dla upadającej telewizji publicznej, jak dzisiaj wygląda Pippi Langstrumpf a jak pomnik kobiecej ciekawości.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą