W dzisiejszym odcinku nałożymy rekordową grzywnę na Amazona, nasz własny samochód doniesie na nas na policję, oraz zalogujemy się na Tindera dla antyszczepionkowców.
Amazon się doigrał. Jak wynika z doniesień
BBC, na firmę nałożono rekordową
karę w wysokości 886 mln dolarów. Poszło o niewłaściwe zarządzanie danymi
osobowymi (RODO). Kara została nałożona przez Luxembourg’s National Commission for Data
Protection.
O karze wiadomo jednak nie od dzisiaj, choć dopiero teraz
wyszło na jaw, że jest ona tak wysoka. Już w zeszłym roku Komisja Europejska straszyła
Amazon, aby ten nie wykorzystywał swoich możliwości oraz wysokiej pozycji na
rynku, aby jeszcze bardziej wyprzedzać konkurencję. Amazon jednak nie posłuchał.
Amazon wykorzystywał m.in. dane zdobyte od swoich
sprzedawców, aby reklamować klientom swoje własne produkty w danym regionie. Amazon
oczywiście nie zgadza się z decyzją organu Unii Europejskiej i uważa, że ich
system opierał się na subiektywnej interpretacji europejskiego prawa
dotyczącego ochrony prywatności.
Jak widać unijni komisarze zinterpretowali to w odmienny sposób
i stąd tak wysoka kara. Zasady pozwalają, aby kary za tak drastyczne naruszenie
RODO wynosiły 20 mln dolarów lub 4% rocznych globalnych przychodów firmy.
Wybrana zostanie ta opcja, która pozwoli na nałożenie wyższej kary. Jak widać w
przypadku Amazona wybrano tę drugą możliwość. Kwota początkowo wynosiła 258 mln
euro, jednak wzrosła niemal dwukrotnie po tym, jak inne organy UE zajęły się
sprawą.
Jeszcze nie wiadomo, na czym dokładnie to wszystko stanie.
Amazon zapowiedział, że nie przyjmuje kary i będzie się odwoływał.
Nie muszę chyba wspominać o tym, że w społeczeństwie rośnie
liczba osób, która w dość sceptyczny sposób odnosi się do szczepionek (szczególnie
tych chroniących przed COVID-19). Widać to na każdym kroku i to nie tylko w
naszym kraju. Dowodów nie trzeba daleko szukać. Jest nim chociażby aplikacja
Unjected, która dostępna jest w sklepie Google, a jeszcze do niedawna dostępna
była w App Store od Apple.
Wprawdzie aplikacja nie cieszyła się tytanicznym zainteresowaniem,
jednak już sam fakt jej powstania daje do myślenia. Jest to bowiem appka, która
miała stanowić bezpieczną przestrzeń, w której niezaszczepieni mogą bez
przeszkód nawiązywać przyjaźnie, kontakty biznesowe, lub nawet szukać miłości.
Jednak nie sam fakt istnienia Unjected jest najdziwniejszy.
Najdziwniejsze w tej całej sprawie jest to, że aplikacja istniała sobie i nikt
nie zwracał na nią większej uwagi, dopóki dziennikarze
Bloomberga
nie wystosowali odpowiedniego zapytania do Apple.
Dopiero wtedy administracja App Store zdecydowała się usunąć
Unjected ze swojego sklepu. W przypadku Google appka wciąż wisi na sklepie,
choć prawdopodobnie jej usunięcie jest tylko kwestią czasu.
Dla wielu osób korzystanie z trybu ciemnego w smartfonach czy
innych urządzeniach mobilnych nie wiązało się tylko i wyłącznie z chęcią
pozwolenia oczom, aby mogły odpocząć wieczorem po całym dniu bombardowania ich jaskrawym
światłem. Niektórzy włączali tryb ciemny, aby zaoszczędzić nieco baterii.
Okazuje się jednak, że ciemniejszy ekran wcale nie oznacza dużo mniej zużytej
energii – a przynajmniej nie w każdym przypadku. Udowadniają to badania
przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Purdue.
Przeprowadzono
pomiar
zużycia energii na dwóch smartfonach: Motorola Moto Z3 oraz Google Pixel.
Pomiarów dokonywano przy użyciu różnych aplikacji. Wśród nich znalazły się m.in.:
Kalendarz, Telefon, Google Maps, Wiadomości, YouTube, czy Kalkulator.
Jak można wyczytać z wyników, niskie podświetlenie ekranu
zaowocowało oszczędzeniem zaledwie od 3 do 9% energii akumulatora, co zdaniem
ekspertów jest wartością marginalną, której użytkownicy w praktyce nawet nie zauważą.
Inaczej sprawy się mają przy nieco bardziej intensywnym podświetleniu (ponad
50% jasności). W tym wypadku możemy już liczyć na oszczędność od 39 nawet do 47%
energii akumulatora, co już stanowi wartość, którą każdy z nas będzie w stanie
odczuć.
Być może ciężko w to uwierzyć, ale Komenda Główna Policji
stała się miejscem, w którym wydobywano kryptowaluty… na służbowym sprzęcie.
Pewnie nie byłoby to jeszcze aż tak straszne, gdyby nie fakt, że na tym samym
sprzęcie przechowywano bardzo cenne dane, które w niepowołanych rękach mogły
wyrządzić wiele szkód.
DO całej afery dotarli dziennikarze
TVN24.
Udało im się również ustalić, że Jarosław Szymczyk – komendant główny policji –
zwolnił już jedną z osób odpowiedzialnych za proceder. W całe wydobycie zamieszany
był z kolei cywilny informatyk, oraz jeden z policjantów pracujących na
komendzie.
Udało się również ustalić, że żadna baza danych nie została
naruszona. Można więc śmiało powiedzieć, że cała historia skończyła się
stosunkowo szczęśliwie. Kryptowalutowi górnicy z Komendy Głównej mieli jednak
tupet, aby robić to w takim miejscu. Choć jak to mawiają: pod latarnią najciemniej.
W jakich to czasach przyszło nam żyć. Nie możemy już zaufać
nawet własnemu pojazdowi. Przekonał się o tym jeden z mieszkańców śląska.
45-latek po kilku głębszych stwierdził, że świetnym pomysłem będzie przejażdżka
samochodem. Niestety (albo i stety, bo obyło się bez ofiar), skończyła się ona
w rowie.
O całym
incydencie
pewnie nikt by się nawet nie dowiedział, gdyby nie donos od samego pojazdu.
Nowoczesne samochody wyposażone są w specjalne systemy, które w razie
wystąpienia wypadku powiadamiają odpowiednie służby o zaistniałej sytuacji,
podając im lokalizację.
Na miejscu zjawił się więc patrol, który przebadał kierowcę
alkomatem. Wynik 3,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu nie pozostawił
wątpliwości. Zatrzymano więc 45-latka, jego prawo jazdy również, a samochód
odstawiono na parking policyjny. O dalszym losie mężczyzny zadecyduje sąd.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą