Ach, miłość... Motylki w brzuchu, krasny rumieniec na policzku,
szybsze serca bicie, lekkość duszy (a często i portfela). A do
tego ta naiwna świadomość, że takie podniosłe uczucie trwać
będzie już na zawsze, niezmącone kłótniami o walające się po
podłodze skarpetki i wyjścia na piwo z kolegami. Każdy związek ma
swoją historię. A te czasem bywają romantyczne, a innym razem
niepokojąco wręcz upiorne.
W czasie pierwszego
swojego prezydenckiego urzędowania Juana Perona jego małżonka,
Eva, stała się postacią uwielbianą przez Argentyńczyków.
Charyzmatyczna, pełna ciepła dama nie tylko przyczyniła się do
stworzenia populistycznego, mającego łączyć w sobie cechy
komunizmu, kapitalizmu oraz silnego nacjonalizmu systemu w kraju,
ale przede wszystkim w 1947 roku
doprowadziła do przyznania kobietom
praw wyborczych. W 1952 roku Evita zmarła po przegranej walce z
rakiem szyjki macicy. Argentyńczycy byli załamani tą tragiczną
wieścią, a Juan zamiast zorganizować pogrzeb swej małżonki,
kazał zabalsamować jej zwłoki. Trzy lata później, kiedy reżim
Perona został zgładzony przez wojskowy zamach stanu, a Juan uciekł do
Paragwaju, oficerowie mieli z nieboszczką spory problem. Obawiali
się, że zakonserwowane ciało pani prezydentowej może stać się
rodzajem relikwii dla zwolenników obalonego polityka. Mimo że mumia
ukrywana była w różnych bazach wojskowych, piwnicach i strychach,
zawsze znalazł się ktoś, kto
trupa zlokalizował i zrobił mu mały
ołtarzyk…
Ostatecznie, w 1957
roku, ciało Evity przetransportowano do Włoch i złożono do grobu
na jednym z mediolańskich cmentarzy. Czternaście lat później
grupa peronistów wykopała z mogiły sfatygowaną już mumię i
przetransportowała do rezydencji Juana, który w tamtym czasie
mieszkał w Madrycie wraz ze swoją kolejną żoną – Isabel. I to
właśnie ówczesna małżonka polityka osobiście wyczyściła ciało
Evy i doprowadziła jej wygląd do względnego porządku. Nieboszczka
była prawdopodobnie solidnie zbezczeszczona przez przeciwników
Perona – brakowało jej kilku palców, miała skrzywiony nos i
kilka dziur, prawdopodobnie po kulach.
W 1973 roku zwłoki
wróciły z Peronem do Argentyny, gdzie ten kolejny raz objął urząd
prezydencki. Mumia zmarłej ponad dwie dekady wcześniej Evity
przez długi czas spoczywała na stole w jadalni, a następnie oddano
je w ręce specjalistów, którzy zajęli się „naprawą” mocno
zdezelowanego trupa. Udało się to celująco i już wkrótce
ciało
pani prezydentowej wystawiono na widok publiczny – jej otwarta
trumna spoczęła koło tej należącej do Juana, który wyzionął
ducha w 1974 roku, a dwa lata później umęczona Evita trafiła do
ufortyfikowanego niczym niemiecki bunkier mauzoleum rodzinnego, gdzie
wreszcie zaznała upragnionego spokoju.
W 1952 roku
najsłynniejsza amerykańska blondynka poślubiła wielką gwiazdę
baseballa - Joe DiMaggio. Sportowiec borykał się wówczas ze swoim
uzależnieniem od alkoholu i wielką złością reagował na samą
świadomość tego, że jego ukochana była symbolem seksu.
Chorobliwie zaborczy mężczyzna chciał mieć Marilyn tylko dla
siebie i doprowadził do sytuacji, że ta czuła się zaszczuta.
Związek rozpadł się po niespełna roku od zawarcia małżeństwa
przez parę, a aktorka wkrótce wzięła ślub z innym mężczyzną.
W międzyczasie DiMaggio odstawił alkohol, zapisał się na terapię
i zaczął pracować nad okiełznaniem swojego wybuchowego
charakteru. W 1960 roku Marilyn żyła już w separacji ze swoim
ówczesnym mężem, a Joe
wykorzystał tę okazję, aby wrócić do
łask swej ukochanej. Zaprosił ją na obóz sportowy, aby tam
wypoczęła po tym, jak za sprawą szalejącego na jej punkcie
lekarza (Ralpha Greensona) wbrew swej woli zamknięta została w
szpitalu psychiatrycznym.
Podobno Joe i
Marilyn planowali ponownie się pobrać. Niestety, plany te
pokrzyżowała (prawdopodobnie samobójcza) śmierć aktorki.
DiMaggio zorganizował jej pogrzeb, a także przez wiele lat oskarżał
hollywoodzkich potentatów o doprowadzenie Monroe na skraj załamania
nerwowego. Osobiście też, trzy razy w tygodniu, wysyłał kwiaty na
grób swojej ukochanej. Robił to przez 37 lat, aż do swej śmierci
w 1999 roku. Podobno ostatnie słowa umierającego baseballisty
brzmiały:
„Wreszcie zobaczę się z Marilyn”.
Czymże są jakieś
uschnięte wiechcie na grobie w porównaniu z nadaniem zmarłej
osobie statusu boga? Tak właśnie uczynił cesarz Hadrian, który w
I wieku naszej ery panował na rzymskim tronie.
Monarcha ten bez
pamięci zakochał się w Antinousie – o trzydzieści lat od siebie
młodszym Greku, prawdopodobnie ze społecznych nizin. Kochanek
cesarza towarzyszył mu w podróżach, a obaj panowie często
wyjeżdżali na wspólne polowania. Niestety,
młodzieniec utopił
się w Nilu i cały romans szlag trafił.
Zrozpaczony cesarz, chcąc
uczcić swojego zmarłego przyjaciela, nazwał na jego cześć jedną
z gwiazd (obecnie Antinous to gwiazdozbiór) oraz kazał
wznieść ok. 2000 pomników oraz budynków ku chwale greckiego
kochanka. Planował także zbudować całe miasto nazwane na jego
cześć. Jakby tego było mało, zaraz po śmierci młodzieńca Hadrian przeprowadził jego deifikację, czyli tzw.
„ubóstwienie”,
sprawiając tym samym, że Antinous został rzymskim bogiem, a jego
kult trwał przez setki lat!
Romantyczna historia
pary amerykańskich przestępców, którzy w latach 30. ubiegłego
wieku dopuścili się ponad 100 napadów rabunkowych, została
solidnie zmitologizowana przez Hollywood. W rzeczywistości wielce w
sobie zakochani zwyrodnialcy należeli do słynącego z wielkiego
okrucieństwa gangu, którego członkowie byli wyjątkowo kaprawymi
psycholami, mającymi w zwyczaju
mordowania każdej osoby, która
stanęła im na drodze. Przestępcze tournée Bonnie i Clyde’a
trwało dwa lata, a miłością para obdarzała nie tylko siebie
nawzajem, ale i… swój samochód. Był to Ford V8 Model B.
Clyde,
który był wielkim miłośnikiem motoryzacji, okazał się na tyle
bezczelny, że w 1934 roku zdecydował się napisać list do
Henry’ego Forda, w którym to liście w dość wyszukanych słowach
wychwalał swój (oczywiście) wehikuł:
„Póki wciąż mam
powietrze w płucach, chcę ci powiedzieć jaki elegancki samochód
zrobiłeś. Odkąd wszedłem w posiadanie Forda, jeżdżę jusz tylko
samochodami tej marki. Jeśli chodzi o prędkość i wolność jazdy,
Ford bije na łeb nawed inne auta i chociaż mój biznes nie jest w
peuni legalny, nic niezaszkodzi jakim wspaniałym wozem jest V8.”
Dokładnie 6 tygodni
później Ford, który niejednokrotnie uratował parze tyłki,
został podziurawiony niczym szwajcarski ser przez grad pocisków
podczas policyjnej obławy. Bonnie i Clyde zginęli na miejscu, a
przeszyty kulami wrak pojazdu wystawiony został na widok publiczny w
jednym z kasyn w Nevadzie.
Chociaż ślub
księcia Harry’ego i Meghan Markle miał miejsce w 2017 roku, to
losy rodziny królewskiej i przodków wybranki serca ryżego księcia. Tak mniej
więcej 500 lat temu. Wówczas to żył daleki przodek Markle - Lord Hussey. Wszedł on w łaski króla Henryka VIII
Tudora po tym, jak wykazał się wielką lojalnością i bohaterstwem
podczas dławienia kornwalijskiego buntu, który wybuchł w
południowo-zachodniej Anglii. Niestety parę lat później pasowany
na rycerza Hussey został posądzony o zdradę podczas ludowego
powstania w proteście przeciwko niszczeniu klasztorów katolickich
przez funkcjonariuszy działających z rozkazu Henryka VIII – samozwańczej głowy nowo powstałego kościoła anglikańskiego.
Lord zamknięty
został w legendarnym londyńskim więzieniu Tower, a jakiś czas
później urżnięto mu łeb. Aż dziwne, że okupiona traumatycznym wydarzeniem, niechęć do angielskich władców nie utrzymała się w rodzinie pani Markle.
Źródła:
1,
2,
3,
4,
5
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą