„South Park” można lubić za brutalne żarty i absolutny brak
szacunku dla jakiejkolwiek świętości. Z tego samego powodu
produkcja ta ma też sporą rzeszę przeciwników. Mimo mniej lub
bardziej uzasadnionych kontrowersji, jakie kreskówka Treya Parkera i
Matta Stone’a wywołuje wśród widzów, jedną rzecz trzeba ich
dziełu przyznać – nie istnieje chyba drugi taki animowany serial,
który nie okazał się tak proroczy jak „South Park” właśnie.
Zapomnijcie o wizjach Nostradamusa, czy ultrapesymistycznych
przepowiedniach Krzysztofa „Będzie źle” Jackowskiego! Jeśli
chcecie poznać przyszłość, to odwiedźcie czasem miasteczko South
Park!
W odcinku
zatytułowanym „Chef Goes Nanners”, który to miał swoją
premierę 22 lata temu, kucharz Chef – przyjaciel głównych
bohaterów, wszczyna walkę o zmianę miejskiej flagi. Ta, w jego
opinii, była rasistowska. I w sumie to coś w tym mogło być, bo
grafika umieszczona na tkaninie przedstawiała grupę białych
obywateli pląsających wokół
szubienicy, na której wisiała osoba
o skórze czarnej niczym heban.
Jedną z osób broniących lokalnej
tradycji był Uncle Jimbo – weteran wojny w Wietnamie i wielki
entuzjasta broni palnej. To on wypowiedział prorocze słowa:
„A co
z drużyną baseballową, Cleveland Indians, hę? Czy powinni zmienić
swoją nazwę, ponieważ jest ona rasistowska?”. Niewinny żarcik
starego Jimbo dwie dekady później stał się rzeczywistością.
W 2020 roku drużyna
Cleveland Indians, po 105 latach posługiwania się tą nazwą,
została przechrzczona na Cleveland Guardians po tym, jak jej
szefostwo stało się celem ataków rozjuszonych środowisk
walczących z przejawami dyskryminacji na tle rasowym.
W tym samym
roku drużyna futbolu amerykańskiego Washington Redskins również
musiała ugiąć się pod natłokiem krytyki i zmienić zarówno
nazwę, jak i charakterystyczne logo z twarzą Indianina.
W 1999 roku twórcy
„South Park” postanowili wyszydzić panującą wśród dzieciaków
modę na zbieranie gadżetów związanych z, opartym na konsolowych
grach, anime pt. „Pokémon”. W odcinku traktującym o tym
fenomenie, małolaty dostają obsesji na punkcie “Chinpokomon” –
wulgarnej parodii wspomnianej kreskówki. Rynek zabawek zalany
został produktami opartymi na postaciach z tej animacji, a
dzieciarnia wydawała na nie wszystkie swoje oszczędności. Dopiero po
jakimś czasie okazało się, że Japończycy ukryli w tych gadżetach
nadajniki do monitorowania położenia każdego ich posiadacza.
17 lat później
firma Nantic wypuściła na rynek przenośnych urządzeń komórkowych
aplikację „Pokémon Go”, która to w dużym uproszczeniu –
robi to, co pokazano w „South Parku”, czyli za pomocą GPS,
śledzi położenie graczy! Ciekawe tylko czy w swoich kolejnych
wersjach, wzorem serialowego odpowiednika, program doszczętnie
wypierze dzieciarni mózgi, zamieniając pacholęta w posłusznych
japońskiemu rządowi, żołnierzy
mających dokonać ataku na Peral
Harbor?
W odcinku „Chef’s
Salty Chocolate Balls” wyemitowanym w 1998 roku, Cartman oznajmił,
że współczesne kino niezależne traktuje o „gejowskich kowbojach
jedzących pudding”.
Rok wcześniej na półkach
księgarni pojawiła się krótka powieść pt. „Brokeback
Mountain”, która w istocie – opowiadała o parze homoseksualnych
kowbojów. Wprawdzie obyło się bez pałaszowania puddingu, ale i
tak książka zdobyła na tyle duży rozgłos, że w 2005 roku
reżyser Ang Lee nakręcił jej ekranizację. Film obsypany został
stosem nagród. Trafił też na prestiżową listę
„30
najważniejszych filmów niezależnych, jakie powstały w ciągu
ostatnich 30 lat”.
No dobra – kiedy
cały świat poluje na jednego człowieka, raczej nie jest żadnym
wielkim osiągnięciem przewidzieć jego zgon. Szczególnie jeśli
mówimy o muzułmańskim terroryście, który mocno zaszedł
Amerykanom za skórę… W tym jednak wypadku, bardziej niż o sam
fakt southparkowego „proroctwa”, chodzi o dobre wyczucie jego
czasu. Osama pojawił się w czternastym sezonie „South Park” –
konkretnie w wyemitowanym 13 października 2010 roku odcinku „It's
a Jersey Thing”. Lider Al-Ka’idy
zostaje tam zabity przez członka oddziału polujących na niego komandosów.
Parę miesięcy
później amerykański wywiad odkrył, że najbardziej poszukiwany
terrorysta świata ukrywa się w dobrze strzeżonym kompleksie w
pakistańskim mieście Abbottabad. Bin Laden został zabity
podczas tajnej operacji przeprowadzonej przez Navy Seals.
„Gluten Free
Ebola” – tak nazywał się odcinek „South Park”, który
mogliśmy zobaczyć 1 października 2014 roku. Wówczas to twórcy
kreskówki postanowili brutalnie zakpić z powszechnej mody na
odstawianie produktów zawierających gluten. W tytułowym miasteczku
wybucha epidemia związana z jedzeniem przez jego mieszkańców
produktów z mąki. Jako że ten produkt spożywczy spotkać można w
wielu potrawach, mnóstwo ludzi wpada w panikę obawiając się
trującego składnika codziennej diety, który sprawia, że
umierającym w cierpieniu ofiarom odpada penis.
Porównanie
glutenofobii ze strachem przed epidemią śmiertelnej zarazy wydawało się bardzo
celnym i dość zabawnym zabiegiem ze strony ekipy stojącej za
„South Parkiem”. Amerykańskim widzom miny jednak szybko zrzedły,
gdy jeszcze w tym samym tygodniu, w którym miała premiera tego
odcinka, nowym szczepem eboli zakaziły się dwie pielęgniarki w
USA, co oczywiście od razu wywołało falę paniki przed chorobą…
Ostatecznie ebolę w tym kraju złapało wówczas zaledwie 11 osób.
W 1999 roku szkołę,
do której uczęszczają bohaterowie serialu odwiedziła wielka,
pluszowa panda, aby opowiedzieć (a raczej wyśpiewać)
młodzieży o tym czym jest wykorzystywanie seksualne i jakie
zachowania uznawać należy za jego przejaw. W rezultacie zaraz po
zajęciach dzieciaki
zaczęły nawzajem oskarżać się o
napastowanie i ataki na seksualnym tle.Dobrych parę lat
później powołany do życia ruch #MeToo, który w założeniu miał
zwrócić uwagę społeczeństwa na problem molestowania kobiet. Mimo
że idea samej akcji była jak najbardziej słuszna, to szybko
okazało się, że ofiarami oskarżeń padło również
sporo
niewinnych osób, albo takich, których zachowanie zostało błędnie zinterpretowane.
Osiem lat temu w
jednym z odcinków 14 sezonu serialu mieszkańcy South Park inwestują
pieniądze w specjalne drony, które mają strzec bezpieczeństwa
lokalnych osiedli. Problem zaczyna się w momencie, kiedy latające
maszyny przestają się słuchać swoich „pilotów” i na pomoc w
walce z nieposłusznymi urządzeniami trzeba wezwać policyjne drony,
a z czasem – także i
drony należące do gwardii narodowej. Ludzie
żyjący w spokojnym miasteczku stają się świadkami podniebnej
bitwy…
W 2018 roku władze
Seulu, gdzie miały się odbyć zimowe igrzyska olimpijskie,
zdecydowały się powołać do życia oddział policyjnych dronów,
których zadaniem było przechwytywanie dronów cywilnych, których
nagromadzenie na niebie zaczęło zagrażać bezpieczeństwu miasta.
W 2021 roku Korea zainwestowała 37 milionów dolarów w projekt
dronowej policji, która od tego czasu zajmuje się regularnym
patronowaniem przestrzeni powietrznej w pobliżu lotnisk i
unieszkodliwianiem nieautoryzowanych urządzeń.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą