Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Januszeria wśród dziennikarzy podczas EURO 2012, czyli ile napoi może wypić kilkadziesiąt osób

25 010  
207   40  
Poniższy wpis pojawił się na Twitterze, a zamieścił go Patryk Słowik. Miłego czytania.

Słowem wstępu: w 2012 r. pracowałem dla Urzędu m. st. Warszawy przy obsłudze strefy kibica. Strefa była pod Pałacem Kultury i Nauki, a ja pracowałem w pałacu. W pałacu były też konferencje dla dziennikarzy i miejsce pracy dla nich. Założenie miasta było takie: około południa jest konferencja prasowa dla dziennikarzy, a wieczorem oglądanie meczu i zabawa. Często w konferencjach uczestniczyła prezydent Gronkiewicz-Waltz, przedstawiciele policji, służb miejskich, czasem jakiś sportowiec, aktor lub muzyk. Gdy grali Polacy, w strefie dziennikarskiej było dużo ludzi. Zresztą dużo było też w strefie kibica. Szybko zauważyliśmy, że jest kłopot z dniami, gdy Polacy nie grają. Konferencje były, prelegentów bywało więcej niż dziennikarzy.

Ktoś mądry więc wymyślił, że będą obiady tematyczne. Gdy grała np. Portugalia, to dania kuchni portugalskiej. Gdy Grecja – greckiej, itd. Katering zapewniały różne restauracje. Wysłaliśmy informację do mediów na ten temat. Nagle zaczęło się pojawiać po kilkadziesiąt osób. Konferencja była w jednej sali, jedzenie w drugiej, za drzwiami (niezamykanymi ze względów przeciwpożarowych). Już drugiego dnia dostrzegłem, że wychodzi kiepsko – konferencji mało kto słucha, większość od razu idzie na jedzenie.

Na początku konferencji były prośby, by zostać, posłuchać zaproszonych gości. Mówiono, że jedzenie będzie później. Nie działało. Od razu do sali z żarciem. Czasem ktoś z talerzem wracał posłuchać, co ma do powiedzenia prezydent miasta. I tu – przyznaję się bez bicia – ja wymyśliłem rozwiązanie. Otóż przy drzwiach postawiliśmy dwóch strażników miejskich. Serio. Pilnowali wejścia do sali z jedzeniem. Zaczynali wpuszczać na „tajny” znak prowadzącego: „dziękujemy, zapraszamy na poczęstunek”. Były ze dwa przypadki jak ludzie (dziennikarze) kłócili się ze strażnikami miejskimi. Z jednym jegomościem nawet ja rozmawiałem. Przekonywał mnie, że utrudniam mu wykonywanie zawodu (sic!).

W sali przeznaczonej do pracy dziennikarskiej były z kolei lodówki (a może to były automaty? – już nie pamiętam) z butelkami napojów – napoje od sponsorów turnieju. Po prostu dziennikarz podchodził i brał. Sposób działania przy obsłudze tych lodówek/automatów był nieskomplikowany. Ogromne palety z napojami stały w magazynie. Gdy kończyły się napoje w sali dla dziennikarzy, obsługa lub wolontariusze donosili kolejne butelki. Błyskawicznie okazało się, że zejście napojów było kosmiczne. Drugiego czy trzeciego dnia Euro policzyłem i okazało się, że kilkunastu/kilkudziesięciu dziennikarzy jednego dnia „wypiło” zawartość ok. 1000 półlitrowych butelek.

„Wypiło”, bo wielu nie piło, tylko wynosiło. Skoro można było brać za darmo, to niektórzy – bez żadnego skrępowania – pakowali butelki do plecaków. Głupia sytuacja: uważałem wtedy, że nie pójdę do dziennikarza i nie powiem mu „panie, weź pan tego nie wynoś”. A teraz o samych dziennikarzach... Otóż znaczna część tych będących w warszawskiej strefie kibica tak naprawdę miała niewiele wspólnego z dziennikarstwem. Co zresztą z dzisiejszej perspektywy lepiej rozumiem, bo przecież dziennikarze sportowi byli głównie na stadionach. Wiele osób akredytowało się na podstawie zżółkniętych już legitymacji prasowych; widać, że nie pracowali od lat. Gdy ogłosiliśmy, że jest żarcie, zaczęli pojawiać się też dziennikarze z pism i blogów o modelarstwie, zwierzętach.


Tu zresztą w ramach dygresji smutna historia: przychodził taki pan – miał mniej więcej 60 lat – który wiele lat pracował w dziale sportowym dużego ogólnopolskiego dziennika. Szybko załapałem, że już nie pracuje. I ten pan codziennie w zeszycie, odręcznie, pisał relację z dnia. Pisał, kto był na konferencji prasowej, co mówił, jaki był mecz, jaka atmosfera w strefie kibica. Rozmawialiśmy dwa albo trzy razy. Zawsze mówił, że musi zaraz przekazać tekst redakcji. Wiedziałem, że żadnej redakcji już nie ma; tzn. redakcja jest, ale pan już w niej nie pracuje. Nie wiem, czy pan szczerze wierzył w to, że nadal tam pracuje, czy tylko przed nami udawał – ale był najrzetelniej pracującą osobą w strefie kibica.

Kilka lat później sobie o nim przypomniałem, wygooglowałem go. Okazało się, że zmarł. Znalazłem nawet nekrolog i kilka miłych słów na jego temat właśnie w tej gazecie, do której ciągle pisał relacje. No dobra – tyle. Wiem, że większość zawiedziona, bo bez nazwisk (większości nie pamiętam, pojedyncze pamiętam, ale oszczędzę – generalnie żadne gwiazdy współczesnych mediów) i bez fajerwerków. Ale nie obiecywałem, że będzie ciekawie, tylko obiecywałem, że będzie.
2

Oglądany: 25010x | Komentarzy: 40 | Okejek: 207 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało