U mnie na podkarpackiej wiosce zwierzyna włażąca w szkodę staję się błyskawicznie odpowiednio przyrządzonym daniem.
Nieważne czy to kozioł, czy jeleń, czy nawet dzik (o latających nie wspomnę, bo oferty od zaprzyjaźnionych meneli typu bażant czy kuropatwa za piwo są na porządku dziennym)..
Jest tego tyle, że nawet nawiedzeni zieloni nie protestują.
Aż dziwnie jest patrzeć na pola na których kiedyś było coś uprawiane (co sam pamiętam), a teraz rosną młodniki z brzózkami, sosenkami i diabli wiedzą czym jeszcze.