Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Morderstwo w OrientPośpiechu (część VIII)
Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 5 lat temu


A tu była imprezka w pokoju hotelowym

Duża pętla, mała pętla. Duża pętla, mała pętla. Jeszcze moment, jeszcze nie czas na otwieranie oczu, jeszcze jedna mała pętla. I czemu tu jest tak cholernie zimno? Taką konkluzją zakończyłem jeden z rytuałów pozwalających w miarę bezpiecznie ocknąć się po porządnej dawce alkoholu zaaplikowanej ubiegłej nocy.
- Marylcia, jesteś tu?
- Nu, w końcu wstał. Ileż to można spać?
- Błagam, zamknij okno.
- Zaraz, najpirw porządnie wywietrzę. Śmierdziało tu jak w gorzelni. Trzeba było świeżego powietrza wpuścić.
Miała zapewne rację. Pokój niewielki, sporo wypiliśmy, nakopcone papierosami… Właśnie. Papieros. Sięgnąłem pod poduszkę po fajki. Trafiłem w pustkę. Kurde, byłem pewien, że tam je właśnie zostawiłem. Zawsze mam w zasięgu ręki.
- Marylciu, gdzie są fajki?
- Na stoliczku, a gdziż by?
Pod poduszką, do cholery. Mruknąłem coś pod nosem i zwlokłem się z łóżka. Rankiem nie bywam duszą towarzystwa. Zlokalizowałem paczkę i wyciągnąłem papierosa.
- Ni, ni. Ni pal tutaj. W dzień ni kopcimy w pokoju. Jak chcesz już palić, to przed hotel. Wieczorem to co innego. Nu, to ty idź, a ja zaparzę kawę.
Była kompleksowo przygotowana do wyjazdu. W półlitrowym kubku wdzięczyła się staromodna grzałka, a w kubkach, takich wiecie, z plecionym koszyczkiem, czekała już czarna magia.
Narzuciłem prochowiec i założyłem kapelusz. Niezależnie od stanu, trzeba trzymać fason.
- Zaraz będę.
Chwiejąc się delikatnie, ruszyłem do wyjścia. Na zewnątrz momentalnie oślepiło mnie ostre słońce. Szybko zakryłem oczy kapeluszem i zapaliłem zbawienną fajkę.
- Dobry, panu sąsiadowi! – krzyknął wesoło jakiś głupek.
- Kurwa mać – odparłem z pełnym przekonaniem.
- Ciężka noc? Zabalowało się trochę? My z żoną w miarę wcześnie się położyliśmy, ale pan to pewno dłużej posiedział? No, no. Na pewno, z taką damą to ho ho.
- Panie, coś pan kurwa za jeden, i czego pan chcesz do jasnej… – przerwałem, bo nie chciałem mu puszczać zbyt długiej wiązanki.
- Sąsiad spod czternastki. A pan to z ósemki czy z siódemki?
Znalazł się hotelowy detektyw, psia mać. Terkoczącego półgłówka mi było trzeba.
- Jakie plany na dzisiaj? Zwiedzacie coś? Chodzicie po górach czy może Polańczyk?
Trzymajcie mnie, bo go skrzywdzę.
- Panie, byłbyś pan łaskaw się zamknąć na chwilę i dać mi w spokoju dopalić papierosa? – Złagodniałem troszkę, nikotyna zaczynała robić to, co do niej należało.
- A co sąsiad taki drażliwy z rana? Pan popatrzy jak tu pięknie. Myśmy już rano na bieganiu z żoną byli, teraz trochę odpoczynku i dalej w góry!
- Panie, jeszcze słowo. – Posłałem mu takie spojrzenie, że momentalnie zamilkł. Zachrypnięty głos i przekrwione oczy potrafią czynić cuda. Jeśli się odpowiednio tej kombinacji użyje.
Natręt gdzieś umknął, a ja rozejrzałem się po okolicy. Znane mi widoki, ale za każdym razem robią nieliche wrażenie. Dopaliłem papierosa i wróciłem na górę. Kawa była już gotowa.
- Nu, i jak nastrój? Lepij po papierosie?
- Oczywiście, jakiś bęcwał zawracał mi głowę, ale miał szczęście i przeżył – uśmiechnąłem się szelmowsko.
- Rzeczywiście, szczęściarz. Nu, a powiedz, coś na dzisiaj zaplanował?
- Zastanawiam się czy szukać mordercy, czy cieszyć się urlopem.
- A to ni można jednego z drugim połączyć?
- Pewno, można.
Łączenie urlopu z szukaniem mordercy to jedna z bardziej naturalnych sytuacji w życiu człowieka, prawda?
- To zróbmy tak! – Marylcia wręcz tryskała entuzjazmem. – Moglibyśmy najpierw pojechać w jakiś ładne miejsce, a potem do tej Ciasnej, co mówiłeś.
- Cisnej, Marylciu, Cisnej.
- Nu, Cisnej. I tam poszukamy tego Piecucha.
- Bielucha, Romana Bielucha. Marylcia notes powinna sobie sprawić, taki do detektywistycznej roboty.
- A może sobi sprawię.
- Mam pomysł – zmieniłem temat – chcesz zobaczyć wodospad?
- Nu, co za pytanie. Naturalni, a gdzie on jest? – Zapytała i rozłożyła mapę okolicy. Nic nie pozostawiała przypadkowi, jak widać.
- Tu, na końcu tej miejscowości – wskazałem Wetlinę. – Mówią na to Siklawa Ostrowskich. Tam pojedziemy najpierw.
Pół godziny później byliśmy gotowi do drogi. Niezbędne rzeczy upakowałem po kieszeniach, nie zapominając naturalnie o napełnieniu piersiówki. A właściwie dwóch.
- Idziemy na PKS?
- Nie, Marylciu, mamy do dyspozycji przyjemny fundusz transportowy. Pojedziemy taryfą.
Poszedłem do recepcjonisty i poprosiłem o zamówienie taksiarza. Po kilkunastu minutach czerwony Golf - dwójka jakby ktoś się zastanawiał - zatrzymał się z gracją przed wejściem do hotelu.
- Państwo dokąd? – Nawet uprzejmie zapytał kierowca.
- Do Wetliny, a najlepiej jakoś blisko wodospadu.
- Cholerni miastowi. – Facet mruknął pod nosem.
- Co tam pan brzęczysz? Chcesz zarobić, czy dzwonimy po następnego?
- Coś się pan przesłyszeć musiał. No, wsiadajcie.
Jednak bezczelny typek. Poniekąd go rozumiałem, jaśniepaństwo każą się wozić pod atrakcję turystyczną. Ale, do jasnej Anielki, przecież nie wytrzeźwiałem jeszcze. No i nie mam prawa jazdy.

Dojazd na miejsce nie zajął dużo czasu. Facet prowadził jak wariat. Były momenty, że nawet ja mocniej łapałem się za uchwyt nad drzwiami. A na serpentynach skupiałem się na utrzymaniu treści żołądkowej tam, gdzie jej miejsce. Obyło się mimo wszystko bez wstydu i uiściwszy cztery dychy rachunku wybraliśmy się do wodospadu.
- Marylcia trzyma teraz kciuki.
- A po co?
- Żeby turystów zbyt wielu na miejscu nie było. Psują widok.
- Nu, dobrze, to trzymam.
Po chwili byliśmy na miejscu. Widok był nieziemski. Długie lodowe jęzory zwisały z wypiętrzenia, tworząc labirynt dla wąskich strużek wody, które jakimś cudem jeszcze nie zamarzły. Wszędzie wokół śnieg mienił się w ostrych promieniach słońca. Robiło wrażenie, nie powiem.
- Kapelusz, to jest olśniwające. Nigdy nie widziałam takich cudów. Moment, zdjęci zrobię.
Wyjęła aparat i skacząc po śniegu, starała się dotrzeć możliwie najbliżej wodospadu. Ja stanąłem pod drzewem i zapaliłem papierosa. Niech się dziewczyna nacieszy dowoli. W Mońkach takich rzeczy raczej nie uświadczy. Po obfotografowaniu tego miejsca z chyba każdej możliwej strony poprosiła, żebym zrobił jej zdjęcie na pamiątkę. Co oczywiście wykonałem z przyjemnością. Nawet dziś gdzieś w szpargałach przewija się ta fotka.
Ale ile można gapić się na wodospad. Zebraliśmy się i ruszyliśmy ścieżką w stronę lasu. Na spacer, terminy nas nie gnały. Szliśmy pod rękę rozmawiając niezobowiązująco o głupotach. Z krótkiego spaceru zrobił się godzinny marsz. Nieco się zmęczyłem i zaproponowałem chwilę przerwy. Na łyka i papierosa. Miły postój przerwał nerwowy szept Marylci.
- Kapelusz, tam coś jest.
- Gdzie?
- Nu, w krzakach, tu obok.
Przyjrzałem się uważniej wskazanemu miejscu i zamarłem. Żółtoczarne ślepia patrzyły na nas z zainteresowaniem. Kurwa mać, wilka tu brakowało. Marylcia stanęła za moimi plecami szukając schronienia. Prawdę mówiąc, stanowiłem całkowicie byle jakie schronienie. Jeśli bestia zaatakuje, to może być niewesoło. Nie wyglądał na słabowitego, więc zapewne w okolicy była reszta jego kamratów. A to naprawdę nie napawało optymizmem.
Wymacałem w kieszeni kastet i wsunąłem na rękę. Starałem się wykonywać możliwie najwolniejsze ruchy żeby nie prowokować bestii. Oceniłem jego wagę na jakieś pięćdziesiąt kilo. Zerknąłem kątem oka na Marylcię. Była przerażona.
- Marylciu, jeśli skoczy do walki, spróbuję go przewalić na ziemię. Ty masz wiać jakby cię sam diabeł gonił, rozumiesz? Bez oglądania się, bez przystawania i za żadne skarby nie próbuj mi pomóc. Gnaj co sił do ludzi, niech dzwonią po karetkę. Czy to jest jasne?
- Ali – próbowała negocjować.
- Żadnego ale. Jeżeli jest głodny, to wpadliśmy w niezłe gówno.
Wymiana spojrzeń trwała dobrą chwilę. Wilk zapewne oceniał sens ataku. Ja oceniałem możliwości obrony. Nie wyglądały imponująco. Ale z drugiej strony, chyba wolałem polec w takim starciu niż zarobić kosę pod żebra w jakiejś spelunie. Przynajmniej byłoby spektakularnie.
- Ni rozumiem, nic si ni dzieje.
- To akurat chyba dobrze. Może zawędrował tu przypadkiem. Spróbuj powoli się wycofywać. Ale tak nóżka za nóżką, żadnych gwałtownych ruchów. Trzymaj mnie za bark, tak jak to robisz, ja też będę się cofał.
No to jak panie wilk? Odpuszczamy? Ja nie chcę cię skrzywdzić, nawet trochę, a ty może zapoluj na jakąś czworonożną zwierzynę. Proponowałem w myślach.
Odetchnąłem z ulgą widząc jak zwierzę traci zainteresowanie, prycha i znika w lesie. Ja pierdolę.
- Poszedł. Już po strachu. – Trzęsącymi się rękami próbowałem zapalić papierosa. Nie wychodziło mi zbyt dobrze. Adrenalina jeszcze grała.
- Daj, ja to zrobi. – Wzięła zapalniczkę i podała mi ogień. Sama też zapaliła. – W szpitalu nauczyłam si panować nad latającymi dłońmi, nawet w nerwach.
- Cenna umiejętność – przyznałem. – Może zawrócimy?
- Nigłupi pomysł, całkiem nigłupi.

Nienaturalnie szybkim krokiem wróciliśmy do Wetliny. Weszliśmy do baru na kolejkę czegoś mocniejszego, żeby nie uszczuplać zasobów własnych. No dobrze, to spotkanie nie było w planach, ale wilk na śniegu, między sosnowymi igłami to jednak jest coś do zapamiętania na lata.
- Dawno tak si nie bałam. Co by si stało, jakby jednak skoczył?
- A dałbym mu w mordę i po krzyku – zażartowałem. – A poważnie, to nie wiem. Wiesz, tłuc się z bandziorami to jedno, prosta sprawa. Za to walczyć z kimś, kto żyje bo całkiem profesjonalnie potrafi zabijać, to zupełnie inna historia. Najważniejsze, że nic się nie stało. Teraz masz za to ciekawe wspomnienie do kolekcji.
- Ni pisałam si na takie, ale w pamięci zostani na pewno. Nu, dobra. A co teraz?
- Teraz pojedziemy do Cisnej i wypytamy o tego Bielucha. Z ludźmi to jednak jest znacznie łatwiej.
Na przystanku sprawdziliśmy rozkład. O dziwo, był i nawet wyglądał na aktualny. Rzadko spotykane na bieszczadzkich drogach. Podróż rozklekotanym Autosanem była całkiem przyjemna. Nie ma to jak stare, warczące autobusy pochodzące z czasów, kiedy siedzenia robili wygodne.
Dzień krótki, zaczynało zmierzchać kiedy dotarliśmy do Siekierezady. Ze środka słychać było pijackie okrzyki i przekleństwa. Turystów mało, to lokalne pijaczyny czują się jak ryby w wodzie. Znałem tutejsze obyczaje.
- Wyjątkowo nie przepuszczę Marylci w drzwiach. Stań tu z boku na moment. – Pokazałem jej miejsce przy schodkach i przygotowałem się do gwałtownego szarpnięcia za klamkę.
Otworzyłem z impetem drzwi, jednocześnie zginając się w pół. Refleks mnie nie zawiódł. Pusta szklanka przeleciała nad moją głową i rozbiła się o chodnik. Wyprostowałem się i dziarskim krokiem ruszyłem do środka. Miejscowi uznali, że zdałem test etnograficzno-zręcznościowy i wrócili do swoich spraw. Tylko barman nasłał w eter kurew i pogonił jakiegoś chłopaczka do posprzątania resztek pocisku.
- To tu normalne?
- Tak, poza sezonem, naturalnie. Latem raczej tej gry nie uświadczysz. Pieniądze są niestety ważniejsze do tego folkloru. Tylko w Mońkach nie opowiadaj o tym, bo jak zaczną u Starego Kapsla fruwać kufle w stronę drzwi, to się chłop załamie.
- Nu, racja. I tak mam dużo zszywania co dyżur, więcej ni trzeba.
Podeszliśmy do barmana.
- Lej pan dwa piwa – zamówiłem.
- Dla pani ze sokiem?
Rżałem w duchu jak głupi widząc pełne pogardy spojrzenie Marylci.
- Nie – odpowiedziałem z pełną powagą – dama nie życzy sobie soku, tylko piwo.
Wziąłem pełne kufle i udaliśmy się do sali dla palących. Czyli do tej największej.
Właściciel w dupie miał zakazy i salka „bez dymu” to była malutka wydzielona klitka.
Usiedliśmy przy ławie w kącie, plecami do ściany. Grunt to dobre rozpoznanie terenu. A teren był godny podziwu. Bieszczadzkie łajzy w najlepszym wydaniu. Goście mogli mieć po czterdzieści lat albo po sześćdziesiąt, bez różnicy. Na twarzach bez wyjątku malowały się lata pojedynków z promilami i Bieszczadami. Szram, przetrąconych nosów czy źle zrośniętych palców starczyłoby dla województwa mazowieckiego. Mimo kiepskiego wyglądu spojrzenia zachowywali czujne. Nigdy nie było wiadomo kiedy rozkręci się kolejna awantura, trzeba też było być kontrolować otwieranie drzwi. Nie przeszkadzało to jednak w przemysłowej konsumpcji piwa, wina, wódki i czym tam jeszcze dysponował tego dnia lokal. Czułem się jak w domu. Marylcia chyba trochę też bo z rezygnacją kręciła głową.
- Takich samych mamy u nas, takich samych.
- Prawie, Marylciu. Ci tutaj to jednak trochę inna liga. Niby ten sam sport, ale to jednak twardsi zawodnicy.
- Przepiliby naszych?
- E, nie, raczej nie. Ale jakbyś do bijatyki postawiła dziesięciu tutejszych i dziesięciu mończan, to zwycięstwo prawdopodobnie należałoby do Bieszczadników. Są bardziej zaprawieni i doświadczeni.
- No ni wiem.
- Zaufaj mi. Czas znaleźć tego Romana. Zaczekaj chwilę, pójdę zaciągnąć języka i wracam.
Nie protestowała i słusznie. Tu trzeba było grać według określonych reguł. Podszedłem do czterech tęgich facetów rżnących w karty. Rzuciłem paczkę fajek na środek stołu i przysiadłem się. Gra momentalnie się urwała.
- Czego? – Zapytał uprzejmie facet z czterema palcami u obu dłoni.
- Informacji.
- Tu nie, kurwa, punkt turystyczny. Spierdalaj.
Milutko.
- Zwiedzanie chuj mnie obchodzi. Roman Bieluch, znacie?
- No kurwa.
Uznałem to za potwierdzenie.
- Jest szansa, że będzie tu dzisiaj?
- My nie jego matka, zasrańcu. Romek GPSa w dupie nie nosi. Skąd mam wiedzieć?
Lekko się uniosłem jakbym miał odchodzić od stolika i szybkim ruchem trzasnąłem łbem tego barana o ławę. Knajpa zamarła. Wszystkie rozmowy się urwały, a krwiożercze spojrzenia skupiły się na mnie. Jeszcze panowałem nad sytuacją, ale trzeba było działać szybko. Chłopaki poczuli krew. Kurwa, drugi raz dzisiaj staję oko w oko z drapieżnikiem. Tylko teraz było tego trochę więcej.
- Spokojnie, bez nerwów, panowie. Grzecznie o coś zapytałem, kolega najwyraźniej nie pojął dobrych intencji i trochę zrobiło się nieciekawie. Zwady nie szukam, używam tylko argumentów w rozmowie.
Uznali, że mam nie po kolei w głowie. To był sukces. Byli honorowi, więc nie rzuciliby się na mnie masą, a z wariatem najwyraźniej nie mieli ochoty wdawać się w pojedynki. A może po prostu zdobyłem odrobinę szacunku? Kto wie. Wróciłem do przerwanej rozmowy.
- To jeszcze raz, będzie Bieluch na piwku?
- Zarsznę cię. Zobaszysz. – Facetowi gęba spuchła jakby mu ktoś łopatą przyłożył.
- Na imprezę umówimy się innym razem. Przekażcie panu Romanowi, że chciałbym pogadać. Posiedzę jeszcze z piwo lub dwa.
Wstałem od stolika i poprawiłem kapelusz.
- Panie barman – krzyknąłem – dla tych panów po piwie i kolejce. Na mój koszt.
- Się robi.
Wróciłem do Marylci. Nie wyglądała na przeszczęśliwą, ale cóż, chciała podążać za zgubą.
A to taka właśnie jest robota.
- Co to właściwi było?
- Negocjacje. Zobaczysz, najdalej za pół godziny Roman będzie siedział naprzeciwko nas. Tylko tutaj już zrobi się groźniej. Schowaj pustą szklankę pod ścianą. O tu w tym kącie. Jeśli zacznie się zadyma, a okoliczności na to wskazują, to właź pod stół. Kufel masz do obrony. W razie potrzeby po prostu przywal w komuś w cymbał.
- Ja mam si bić? Normalny jesteś? – Marylcia nie kryła oburzenia.
- Spokojnie, nikt Marylci nic nie zrobi. To tylko jakby się ktoś nawinął przypadkiem. Pod stołem nic ci nie grozi.
- Miałeś mnie trzymać w bezpiecznym miejscu.
- To będzie najbezpieczniejsze miejsce w całym lokalu. Ława jest na tyle ciężka, że nikt jej nie ruszy. A Marylcia na tyle drobna, że będzie zupełnie dobrze chroniona.
Bez przekonania kręciła głową. Nie spodziewała się takich atrakcji.
Intuicja mnie nie zawiodła. Po kwadransie do naszego stolika przyczłapał starszy facet, który twarz miał zaoraną taką ilością blizn, jakby walczył w każdej wojnie od czasów przekroczenia Alp przez Hannibala. Położyłem na moment rękę na udzie Marylci. Tylko spokojnie i bez nerwów.
- Mówią, ży mie szuka jakiś wymoczek nietutejszy. Ży bitny i pierdolnięty. Wygląda, ży ty.
- Szanowny pan Bieluch, jak przypuszczam?
- Pierdolę szanowny, Roman Bieluch. Czego?
- Szukam kogoś.
- I chuj mie do tego? Jak mi czas zmarnujesz to moży być źle.
- Nie mam zamiaru. – Skinąłem na barmana żeby przyniósł Bieluchowi piwo. – Szybka sprawa. Tonio Wilczypiór mnie tu skierował.
W mętnych oczach węglarza zauważyłem cień zainteresowania. Dosłownie odrobinę.
- Wilczypiór? A tyn kurwiarz ciągle na Połoninie siedzi?
- Niezmiennie, panie Bieluch. Mówił, że jeśli ktokolwiek w okolicy może znać tego, kogo szukam, to tylko pan.
- Chuj mu wy oko.
Opis postaci, jaki przedstawił mi Tonio, nie odbiegał od rzeczywistości. Rzeczywiście, ten facet miał zdrowo przepaloną łepetynę.
- Ale już chuj, mów o co chodzi.
Streściłem mu historię sprzed lat pomijając niepotrzebne w tej chwili fakty. Nie musiał wiedzieć, że chodzi o mordercę kumpla. Lepiej wygląda jeśli nie dorzuca się, że to sprawa osobista. I tak pewnie się domyślał.
- Nie, nie wiem o kogo chodzi. – Mówiąc to oparł się na ławie i zbliżył głowę do mojej twarzy. – Aly lepiej, żebyście stond spierdalali raz dwa.
Wytrzymałem spojrzenie.
- I tak już wychodziliśmy – odparłem i zanim facet z powrotem usiał na dupie, wyjechałem mu z całej siły z dyńki. Idealnie trafiony zachwiał się i poleciał na plecy.
- Marylciu, na nas już czas. Pora wykorzystać element zaskoczenia. Opuszczamy lokal w podskokach.
Rzuciłem na stół stówkę za wypity alkohol i straty moralne barmana. Czym prędzej wynieśliśmy się z Siekierki i zniknęliśmy w mroku nocy.
- Kapelusz, ali czemu go uderzyłeś? Przeciż nic ni wiedział.
- Wiedział, wiedział. Bardzo dobrze wiedział o kogo chodzi. Następnym razem jak go odwiedzimy, rozmowa będzie zupełnie inna. A teraz wracajmy do Ustrzyk. Głodny się robię, napiłbym się.
- Pijemy w pokoju?
- Może da radę zrobić ognisko? Co ty na to?
- Pewni! – krzyknęła uradowana. – Ognisko w środku bieszczadzkiej nocy po takim dniu? Świetny pomysł.
Złapaliśmy ostatni autobus do Ustrzyk i wróciliśmy realizować ten świetny, jak usłyszeliście, pomysł.

& :szufla

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
g1azm1 - Bojownik · 5 lat temu
Siekierka dla Pana

Thx za kolejny odcinek. Fabularnie się zrobiło.

kaab
kaab - Bojowniczka · 5 lat temu
Jak zwykle

--
chodzenie po bagnach wciąga :)

habahaba
habahaba - Superbojownik · 5 lat temu
i z bani

--
"I don't want to start any blasphemous rumours But I think that God's got a sick sense of humor And when I die I expect to find Him laughing"

Kwiateck
Kwiateck - Superbojowniczka · 5 lat temu
Ja też chcę nad wodospad!

--
Jeśli nie możesz się nauczyć jeździć na słoniu, naucz się przynajmniej jeździć konno. - Co to jest słoń? - Rodzaj borsuka - wyjaśniła Babcia. Nie dzięki przyznawaniu się do ignorancji od czterdziestu lat cie­szyła się sławą znawczyni natury.

brood_k
brood_k - Boski Superbojownik · 5 lat temu
Godnie i ciekawość wzmożona.

--
Kwartet ProForma
Sensoria
BKD

m_niebieski
m_niebieski - Woził Niemca dla statusu · 5 lat temu
mocne

--
Mój nick bardziej naukowo brzmi tak m_heksacyjanożelazian(II) potasu żelaza(III) TU ŹRÓDŁO

Witek32
Witek32 - Superbojownik · 5 lat temu

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
kms2xkms - Superbojownik · 5 lat temu
tl,dr :-(

--
Nie mówcie mi jak rzyć. Pilnujcie swoich.

dSort
dSort - tańczący z butelkami · 5 lat temu
Piękne. Tylko Siekierezadę jakoś sympatyczniej zapamiętałem

--
www.idzieniedzwiedz.pl
Mam umysł siedmiolatka i ten siedmiolatek musi być cholernie zadowolony,że się go pozbył

Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 5 lat temu
:dsort, ja tam niewiele pamiętam z Siekierki, to sobie pozwoliłem
:g1azm1, ale to chyba dobrze? Chcieliście więcej i żeby było dłużej, to jest

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

dSort
dSort - tańczący z butelkami · 5 lat temu
a wiesz, że to częsta przypadłość?

--
www.idzieniedzwiedz.pl
Mam umysł siedmiolatka i ten siedmiolatek musi być cholernie zadowolony,że się go pozbył

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
g1azm1 - Bojownik · 5 lat temu
ieciu, Twój styl Twoja proza Jest więcej jest ok. Tylko z jednej strony teleportujesz postaci między lokacjami, a z drugiej strony fabularnie się robi. Taki dobry kierunek, tylko nie ten zwrot. Widać w poprzednich szortach, gdzie podróż pociągiem do Moniek coś wniosła do fabuły, rysowała kawałek puzli życiorysu Kapelusza. Może czas narysować mapę Ziemiomorza nie publikować, a na jej podstawie budować retrospekcje? ;-) No i wena Kapelusza próbuje być zaskakująca. Niech nie próbuje, widać że kawał kobiety z doświadczeniem życiowym, a nie blade pielęgniarskie chucherko

pies_kaflowy
pies_kaflowy - Bęcwał Dnia · 5 lat temu

Roman z Chełma pochodzi?

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
A tak na marginesie - mężczyzna wchodząc do lokalu z kobietą, ZAWSZE wchodzi pierwszy

krzys126
krzys126 - Superbojownik · 5 lat temu
Kiedy będzie ciąg dalszy? Nie każ nam tyle czekać!

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
wisz-nu - Superbojownik · 5 lat temu
:krzys126 nie wkurwiaj ludzi, myślałem, że to już nowa część

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.
Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Morderstwo w OrientPośpiechu (część VIII)
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj