W poniedziałek ok 16 zrobiłem permanentny format dysków + reinstal systemu mojego starszego pc. Ok 17, gdy było już po wszystkim uświadomiłem sobie, że miałem tam zapisane WSZYSTKIE zdjęcia z ostatnich 8 lat (ponad 25gb zdjęć ) naszej rodziny, i nie zrobiłem kopii zapasowej.
To był paniki akt pierwszy.
Od nieszczęsnego poniedziałku na zmaltretowanym komputerze nie robiłem nic, wgrałem tylko na pendrive program do odzyskiwania danych, i rozpocząłem skanowanie..... 1000gb danych pełnych dziadostwa narobionego przez młodszego brata. Zostawiłem dziadstwo na noc, rano zauważyłem "11% skończone, błąd krytyczny aplikacja ma cię w dupie". No to chwytam pena w zęby, ściągam drugi program.
Analiza dysków drugim programem trwała kolejne 12 godzin. Po 12 godzinach okazało się, że jest to wersja DEMO i poza oglądnięciem sobie nie mogę z danymi kompletnie NIC zrobić.
Kurwicy akt kolejny był to.
Torrenty w ruch, ściągam super-mega-hiper profesjonalny odnajdowywacz i przywracacz plików. Kolejne peryliard godzin skanowania, domownicy toczą pianę z pyska, bo komputer wciąż na chodzie, i buczy. Dobra, poskanowało. 25 tysięcy nienazwanych (no bo losowe cyferki nie są nazwą ) plików. Zacząłem przeglądać. Przy 9 tyś odpuściłem. Dość. Trudno.
To był kolejny akt wkurwienia i irytacji. I teraz najlepsze.
Jakoś kwadrans temu znalazłem folder "zdjęcia" na pulpicie. Taki..... no trochę ponad 25GB... zapomniałem, że jednak zrobiłem kopię zapasową. Jprdl.
To był paniki akt pierwszy.
Od nieszczęsnego poniedziałku na zmaltretowanym komputerze nie robiłem nic, wgrałem tylko na pendrive program do odzyskiwania danych, i rozpocząłem skanowanie..... 1000gb danych pełnych dziadostwa narobionego przez młodszego brata. Zostawiłem dziadstwo na noc, rano zauważyłem "11% skończone, błąd krytyczny aplikacja ma cię w dupie". No to chwytam pena w zęby, ściągam drugi program.
Analiza dysków drugim programem trwała kolejne 12 godzin. Po 12 godzinach okazało się, że jest to wersja DEMO i poza oglądnięciem sobie nie mogę z danymi kompletnie NIC zrobić.
Kurwicy akt kolejny był to.
Torrenty w ruch, ściągam super-mega-hiper profesjonalny odnajdowywacz i przywracacz plików. Kolejne peryliard godzin skanowania, domownicy toczą pianę z pyska, bo komputer wciąż na chodzie, i buczy. Dobra, poskanowało. 25 tysięcy nienazwanych (no bo losowe cyferki nie są nazwą ) plików. Zacząłem przeglądać. Przy 9 tyś odpuściłem. Dość. Trudno.
To był kolejny akt wkurwienia i irytacji. I teraz najlepsze.
Jakoś kwadrans temu znalazłem folder "zdjęcia" na pulpicie. Taki..... no trochę ponad 25GB... zapomniałem, że jednak zrobiłem kopię zapasową. Jprdl.